środa, 17 listopada 2010

Zakończenie

Do poprzedniego postu...
Mąż ostatecznie wrócił do domu przed 18...wstawiony:(
Miałam nie rozmawiać z Nim,bo wiadomo jakby się to skończyło...no i tak też właśnie się skończyło,bo nie wytrzymałam i mega awantura gotowa...z milionem wylanych moich łez i mnóstwem przykrych słów,jakie padły...i choć wyjątkowo Mąż przeprosił potem "za to że płakałam przez Niego"...to jednak wciąż w uszach brzmią mi Jego słowa...a było trochę przykrych słów:(Ja oczywiście też bez winy nie byłam, sporo nakrzyczałam na Niego i sporo obelg pod jego adresem poleciało..ale wytrąciło mnie w równowagi Jego "tłumaczenie" jeśli w ogóle tłumaczeniem można to nazwać.. Obstaje przy wersji, że "pracował do 15 a potem miał ochotę na piwo to się napił"
I właśnie najbardziej to daje mi do myślenia...On to ma fajne życie...chce to robi co chce! Ja nawet gdyby w mojej głowie zrodziła się chęć na coś to zaraz zaczęłabym rozważać i ostatecznie wybiłabym sobie z głowy moje zachcianki...jak np pomysł,że kupię sobie spodnie (co prawda kolejne w ostatnim czasie,bo i nabytek w postaci nowych butów trochę na mnie wymusza fakt nabycia kolejnych spodni) i na czym skończyło się? Za otrzymane na urodziny pieniądze czy za wyrównanie za kilka dni urlopu w październiku nakupowałam dziecku rajstopek (3pary) oraz dzbanek na herbatę do domu i turbo szczotę do odkurzacza...
On jak ma ochotę to zamiast iść na spacer z psem idzie do rodziców-pies ma tyle ze spaceru ile od klatki naszego bloku do Ich klatki...ja jak nawet pomyślę,żeby jechać do Mamy to nic z tego nie wyjdzie (o ile nie ma jakiegoś ważniejszego powodu do wyjazdu niż tylko chęć spotkania) bo szkoda pieniędzy na paliwo...On chce i codziennie biega (na szczęście tylko 0,5godziny schodzi Mu) a co klika dni trening na domowej siłowni albo na pobliskiej hali sportowej..
A przecież ja potrzebuję pomocy Jego podczas gdy On idzie tu czy tam ....
Ja mam tyle swojego czasu co porozmawiam z ludźmi przez neta...

A poza tym....ostatnio coraz bardziej oddalamy się od siebie (może mam mylne wrażenie,ale wydaje mi się,że to On coraz bardziej ma chęć na przebywanie ze mną) ...niby rozmawiamy ze sobą jak wraca z pracy,ale jest to dość służbowa rozmowa..a ponadto coraz częściej przekonuję się,że to co On zawsze wkładał mi do głowy , że "nie umie okazywać uczuć" to bzdura...Naszemu Syneczkowi doskonale potrafi okazać uczucia i choć oczywiście nawet przez chwilę nie czuję się o to zazdrosna (w przeciwieństwie do Niego-On nawet nie ukrywa,że jest zazdrosny,gdy dziecko wykazuje większe zainteresowanie Mamą niż Nim) to jednak utwierdza mnie w przekonaniu (jak i fakt jak wygląda przebieg naszych kłótni, jakie słowa z Jego ust padają i na jak długo zapanowuje sielanka w naszym domu) ,że mnie On nigdy nie kochał...

Może to ta pogoda za oknem powoduje u mnie taki nastrój...a może właśnie przychodzi refleksja nad moim związkiem?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz