wtorek, 7 czerwca 2011

Jaśminowo

Kolejny dzień minął i dostarczył kolejnych powodów do cichych dni..swoją drogą to już ten stan rzeczy (ciche dni) nie robią na mnie wrażenia..wręcz uważam to za normalność....
Stary jak wrócił z pracy uszykowaliśmy się i wybraliśmy do miasta....tzn taki był plan,bo przed samiutkim wyjściem pokłóciliśmy się....i byłam tak wkurwiona,że będąc piętro niżej powiedziałam "daj mi klucze,ja nigdzie nie jadę, jedź sam" jak powiedziałam tak zrobiłam, a On zszedł do auta zapakował Młodego zadzwonił do mnie-pewnie,żeby jeszcze raz spytać czy jadę ale jako,że nie odebrałam to pojechał sam..ja zostałam w domu i z nerwów ryczałam jak bóbr i tak z całego serca Go nienawidziłam..a pokłóciliśmy się o kasę-otóż Stary ostatnio nie za bardzo zarabiający miał do zapłaty ratę (jeszcze kawalerski kredyt) i nie miał wszystkich pieniędzy więc kazał mi wziąć z Puchatkowych pieniędzy - pieniążki jakie dostał na Chrzciny i wciąż służą jako pomoc w kryzysowych sytuacjach-tzn komu służą to służą, Stary bierze kiedy chce a jak ja spróbuję to są wyrzuty-a dodam,że żebym ja tą kasę ruszyła muszę mieć baaaaaaardzo ważny powód-jak brak pieniędzy na jedzenie dla nas czy Puchatka i tak dziś było,że Stary zlecił na co i ile mam wziąć a ja sama dołożyłam 50 zł na jedzenie,które planowałam kupić-tzn głównie dla Młodego i coś nie co dla nas i drugie 50zł, bo Stary w piątek zostawił mi w portfelu wszystkie pieniądze (tzn na ratę) a że MUSIAŁ na wspomnianego w jednym z poprzednich postów grilla kupić 6pack piwa i jeszcze na coś to wziął inne pieniążki Puchatka-które dostał od mojej mamy na ostatni dzień dziecka a za które właśnie dziś zaplanowałam kupić sandałki Młodemu...no więc jak Stary usłyszał,że wzięłam więcej niż On "kazał" to się zaczęło-a czy muszę dziś, czy nie poczekam do soboty, a czy muszę z tych pieniędzy .no krew mi się zagotowała! Pewnie-niech dziecko nie je obiadów,bo nie mam marchewki do zupki, niech nie pije bo nie mam soczków dla Niego i niech chodzi w za ciasnych sandałkach!! Tatuś roku ma takie pojęcie!! A że wciąż obstawał przy swoim i wciąż w podobnym tonie przebiegała rozmowa to myślałam,że zepchnę Go z tych schodów i aby nie mieć na sumieniu Go albo co gorsze Puchatka,którego Stary niósł wolałam wrócić do domu...dalej było jak wcześniej wspomniałam...wrócił po ok. pół godziny, zjedliśmy obiad (wahałam się czy nakładać Mu ale ostatecznie nakładając sobie nałożyłam i Jemu, z tym,że musiał iść sobie po to do kuchni-aż tak wspaniałomyślna nie byłam)..nie rozmawialiśmy ze sobą wcale....aż zadzwonił Jego Szwagier i zaraz po tym Stary przemówił "daj mi adres tej kwatery do której jedziemy na wczasy" jak zaraz się okazało Stary chce podać te namiary Szwagrowi,bo On pracujący ze Starym jak reszta zakładu urlop ma wtedy co i Stary i chcą jechać tam gdzie my i chcą szukać czegoś blisko nas.no myślałam,że wyjdę z siebie....dawno temu ustaliliśmy,że nie chcemy z nikim jechać, bo chcemy pobyć sami-w 3kę, to raz, dwa,że ja Jego kuzynki nie zniosę bo to ta, o której pisałam, że była najważniejszą i jedyną gwiazdą Ich wesela....a po 3cie jak ja od chyba kilku miesięcy wiercę Staremu dziurę w brzuchu,żebyśmy wracając do domu zajrzeli do Madzi to słyszałam zawsze,że On nie chce urlopu spędzać z nikim, a po 4 to po wczorajszym (i po wspomnianym weselu) wiem jakby to wyglądało Stary ze Szwagrem jak papużki nierozłączki świergotałyby a ze mną jak zwykle nie miałby o czym rozmawiać....a po 5 i najważniejsze, to wkurzyłam się,że za moimi plecami zaplanował coś-bo jestem pewna,że było tak,że to On zaproponował Szwagrowi żeby jechali tam gdzie my-przecież czy On kiedykolwiek liczył się z moim zdaniem,czy interesowało Go co ja powiem?Nie..a co On na te moje pięć argumentów powiedział? "Jesteś wariatką, chcesz zabronić Im jechać gdzie chcą,przecież nie jadą z nami?"  no normalnie myślałam,że zabiję Go-tak byłam w nerwach-powiedziałam,że skoro chcą szukać kwatery blisko nas,to jadą tam z myślą, że będziemy razem, na co przytaknął,że tak "no pewnie,że widywalibyśmy się z Nimi" no więc czy to nie wyglądałoby jakbyśmy jechali razem? 
Tak cieszyłam się na ten wyjazd....a dziś okazało się, że było to zbyt piękne by mogło być prawdziwe...żegnaj spokojny urlopie we 3kę, żegnaj szanso na zacieśnianie naszych więzi....
Awantura była straszna-jak zwykle nie słuchał moich argumentów, bo przecież nie mówiłby takich głupot gdyby docierało co ja mówię bo jak można jednym zdaniem zaprzeczać drugiemu..."nie jadą z nami,ale będziemy z Nimi się widywać" (dla mnie to jakby jechać razem i pewnie w praniu wyszłoby tak,że widywalibyśmy się co dzień), "nie jadą tam ze względu na nas,ale kwatery szukają koło nas"....Coraz bardziej prawdopodobne więc,że nici wyjdą z tego wyjazdu-mam ochotę odwołać kwaterę...ba ja nie wiem czy nadal będziemy razem..nie mam sił już do tego wszystkiego....i jeszcze kłótnia skończyła się tym,że rzucił moim laptopem o podłogę (bo nie chciałam podać Mu tych namiarów) więc zaraz potem ja rzuciłam Jego telefonem....a potem powiedziałam Mu tylko,że nie wytrzymam z Nim dłużej i że szkoda mi dziecka,że wciąż awantur musi słuchać....zaraz ubrałam się i wyszłam na spacer..ochłonąć...nie było mnie 2 godziny....szłam prosto przed siebie aż zawędrowałam do dość odległego parku...tam siedziałam, rozmyślałam, płakałam...
a wracając znalazłam krzewy jaśminu i zaczęłam rwać...i jak strasznie mnie to ucieszyło...szłam z szerokim uśmiechem na twarzy niosąc wielki bukiet tych ślicznych, pachnących białych kwiatuszków...wiedziałam,że Stary nie będzie w stanie mnie zdenerwować już dziś...jak wróciłam Młody już spał (Stary musiał sam Go wykąpać, nakarmić i uśpić) Stary niby oglądał TV niby spał.nie zamieniliśmy już słowa.....cichych dni ciąg dalszy....
bukietu jaśminu poprawi mi humor co na niego spojrzę....i oczywiście moje Słoneczko.jak zwykle będzie ściskał za szyję a ja jak zwykle będę się tym rozczulała....jak dobrze,że Go mam...On trzyma mnie w jako takiej równowadze....dla Niego muszę się trzymać....dla Niego muszę być silna....i odpędzać myśli,że może mój Tata wybrał dobre wyjście z problemów....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz