czwartek, 21 lipca 2011

Wczoraj ni z tego ni z owego Mlody dostał rano gorączki..nie miał-a przynajmniej ja nie zaobserwowałam żadnych innych objawów by coś Mu miało dolegać..przytrafiło się to oczywiście w najmniej odpowiednim momencie-przecież za parę dni mamy jechać nad morze..gorączka nie była wysoka i mogła też być reakcją na zamierzające wybijać się nowe ząbki,ale ponieważ ten wyjazd miałam na uwadze no i jeszcze i mnie lekko pobolewało gardło to postanowiłam,że trzeba by skonsultować to z lekarzem..wyjście do przychodni wciąż się odwlekało,bo mimo podania leku przeciwgorączkowego temperatura nie chciała spadać,a czekał mnie spacer z wózkiem,gdyż akurat tego dnia Staremu niezbędne było auto.W końcu gorączka spadła nieco poniżej 38 stopni i wtedy poszłam..w przychodni nie było naszej Pani doktor,ale akurat z tego ucieszyłam się,bo jakoś miałam wrażenie,że może chcieć ZNÓW dać Mu zastrzyki:(Pani doktor zbadała Młodego,stwierdziła lekko czerwone gardło,przepisała leki nie mogąc wykluczyć infekcji bądź tzw trzydniówki..po poludniu gorączka urosła w okolice 39 stopni i niestety ani leki ani kąpiele ochładzające nie przynosiły skutki..minąć musiało za każdym razem ok 2 godzin zanim goraczka spadała do nieco poniżej 38 stopni..w nocy prawie nie spałam,bo najpierw do 1-szej sprzątałam,zmywałam..a gdy już kładłam się okazało się,że Młody coś bardziej rozpalony niż wcześniej..no więc do ok 3:30 zbijałam gorączkę do bezpiecznego poziomu..i w tym miejscu muszę zaznaczyć,że podobnie jak przez cały dzień tak i w nocy ze Starego nie było pożytku..Po pracy wrócił do domu przed 18 (dodam,że tego dnia była u nas potworna burza-ja jeszcze takiej nie widziałam,no i jeszcze chory Synuś a Stary nawet nie raczył zadzwonić by spytać co u nas..około wyjścia do lekarza ja informowałam Go o wszystkim..On chyba nie był tak ciekawy wszystkiego)..jak wrócił to pokłóciliśmy się,bo wciąż kręcił mi się przy garach i próbował jaką chciał łyżką-a ja trzymałam dwie-jedną do naszego a drugą do dziecka zupki..dziecka łyżka miała nie służyć do próbowania..a ponieważ nie docierało-"nie moja wina,że trzymasz tu łyżki" to w końcu klepłam Go w plecy..co oczywiście rozwścieczyło Go..ja nie mogę mieć napadów szału?Kur.. przecież opiekuję się chorym,marudnym dzieckiem a do tego znalazłam czas by ugotować ewa obiady-lekki dla Puchatka i drugi dla nas..Stary chyba nie widzi jaki to wyczyn bo jak zjadł zabrał się do klientki której robił jakąś malutką szafkę..co z tego,że bylam zmęczona po całym dniu,co w tego,że dalej musiałam radzić sobie sama ze zbijaniem gorączki,co z tego,że gdyby Młodemu pogorszyło się nagle to nie miałabym nawet jak jechać np na pogotowie,bo Stary auto zabrał,a telefon zostawił do ładowania w domu..bo czy On się w ogóle przejmował chorobą Małego?Wrócił niby wcześnie,ale i tak nic nie zrobił-poszedl spać..dziś po pracy też wybył..zepsuty dekoder okazał się sprawą priorytetową..
Młody dziś od poludnia ma znacznie niższą gorączkę,ale pewnie to nic nie zmienia,na wyjazd już się nie szykuję..chyba że dziś bądź jutro dostanie wysypkę i oznaczać to będzie wspomnianą trzydniówkę..a wtedy po zniknięciu wysypki moglibyśmy jechać..póki co szykuję się jutro na wizytę u lekarza..zobaczymy co powie..ale raczej cudów się nie spodziewam:(

A już zupełnie koniec chciałam wspomieć o wczorajszej burzy..kurcze nie widziałam nigdy wcześniej niczego podobnego..zrobiło się ciemno jak wieczorem a błyskawice były tak blisko jakby zaraz miały strzelić gdzieś w pobliżu..w którymś momencie deszcz padał pod takim kątem,że wprost w moje okna,aż w naszym pokoju pootwierały się okna i drzwi balkonowe..umierałam ze strachu,o siebie i Mlodego i już zastanawiałam się,czy wichura nie zerwie dachu..coś strasznego..po wszystkim okazało się,że pod blokiem są polamane i powyrywane z korzeniami drzewa..jedno auto pechowo stało pod jednym z takich przewróconych..

I z tego miejsca chcę przeprosić moją koleżankę,wybacz Stara,że wczoraj byłam tak pochłonięta moim Chorowitkiem..może jak wpadniesz na wieś następnym razem to będą bardziej okoliczności do pogadania..no i współczuję,że w tę burzę wracałaś ode mnie,powinnam Cię zatrzymać,byś przeczekała u mnie.Tak czy inaczej dzięki za odwiedziny..aha i dzięki,że moje Dziecię ma teraz nową zabawkę którą ja muszę się bawić;-)
A teraz zaczynam się wściekać,bo już tyle czasu minęło jak Stary wyszedł,ja nie mogę odejść od dziecka,a nie skończyłam obiadokolacji..a tamtemu JAK ZWYKLE się nie spieszy..

1 komentarz:

  1. Daj spokój, ważne, że mogłysmy się wreszcie spotkać! A burza dodała tylko trochę adrenaliny ;) W końcu muszę też mieć logopedyczną pieczę nad Puchatkiem :)
    Uściskuję i życzę udanego wyjazdu!

    OdpowiedzUsuń