piątek, 1 lipca 2011

Równowaga w przyrodzie musi być

Skoro Puchatek (nie zapeszając) zaczął już powolutku dochodzić do siebie (co mam nadzieję jutro potwierdzi się na kontroli u Pani doktor) to Stary musiał przypomnieć mi za co tak często Go nie cierpię !
Ale od początku..
Stary wrócił z pracy nieco wcześniej,gdyż na 17 miał wrócić tam znów...Od progu "biedactwo" narzekało jaki to On chory, wręcz umierający-humanitarnie byłoby Go wtedy dobić coby nie cierpiał!! Więc poszedł położyć się...a Żonka dalej zajmowała się dzieckiem a do tego przygrzała wcześniej ugotowaną (przez nią oczywiście) zupkę, nałożyła na talerze i zaprosiła Mężusia...ten przyszedł łaskawie,nie powiem bo nawet chwalił jaka to super smaczna zupka (chyba rzeczywiście miał gorączkę,bo to dość niespotykane zjawisko u Niego!!szczególnie,że zupa nie była wyjątkowa,nie raz bywało,że danie było mega wymyślne jak na Żonki możliwości i takich ochów i achów nie było)...i poszedł znów do "swojego" pokoju...My poszliśmy do naszego..zaraz przyszła pielęgniarka dać zastrzyk Młodemu i oczywiście też musiałam wszystkim zająć się sama-chorego nie fatygowałam nawet żeby drzwi otworzył!
Przed 17 pojechał do pracy...było parę minut po 18 gdy zadzwonił po instrukcje co ma kupić w drogerii (na co wcześniej umówiliśmy się)...do domu wrócił przed 20,gdy my z Puchatkiem byliśmy w łazience gdzie Młody nurkował w wanience,więc nawet nie widziałam Go,bo zaraz złapał smycz i psa i poszedł na spacer...i choć zajęło Mu to chwilę dłużej niż zwykle to nie dzwoniłabym by Go pospieszać (w końcu od dawna nauczyłam sobie radzić bez Niego a przecież On chory i tak nie był żadną pomocą!) ale do pokoju wpadł mi chrabąszcz (a na marginesie to drugi przypadek w tym tygodniu gdy taka bestia mnie terroryzuje) i ja w tych warunkach nie mogłam usypiać Młodego...więc zadzwoniłam po pogromcę bestii i już wkurwiłam się, bo usłyszałam po głosie,że leczy się niekoniecznie tradycyjnymi lekami (a swoją drogą to jak zwykle po powrocie, a nawet jeszcze przez telefon, spytałam "piłeś" a On w żywe oczy kłamie,że nie...a ja widzę i czuję że jest tak jak mówię-jak ja nie znoszę gdy robi ze mnie idiotkę!!)...za chwilę wrócił,unieszkodliwił owada i poszedł do siebie...jak rano przyjdzie pielęgniarka to mam nadzieję,że przechodząc do łazienki nie spojrzy do kuchni bo jest tam jedno wielkie pobojowisko-nie będę sprzątała-co to to nie, jestem idiotką ale nie do tego stopnia by już w ogóle wszystko robić za Niego,szczególnie,że aż tak obłożnie chory nie jest (co udowodnił)...znów okazało się przecież,że On robi co chce i kiedy chce i nie myśli o mnie (o nas?)....ale cóż się dziwię...powinnam była się już przyzwyczaić...
Przyzwyczaiłam się na pewno do tego,że co by się nie działo ja mam dziecko,jestem za Niego odpowiedzialna i dla Niego muszę zapomnieć o swoich potrzebach i dlatego np dziś kolację jadłam o 22:30 gdy Młody WRESZCIE zasnął...a myślałam,że padnę z głodu!!

A z nowości (bo do sytuacji ze Starym powinnam już przywyknąć) to tyle,że Mały coraz bardziej kumaty-dziś jak nakręcony gadał po swojemu i nawet zaczął mówić "tata" , nauczył się kiwać głową na "nie", a słowo "nie" to w ogóle chyba Jego ulubione...gdy ja objaśniam Mu,że teraz np zmienimy pieluszkę,co słyszę? NIE i choć nie ucieka czy coś to jednak odpowiedzieć swoje musi. Nauczyłam Go wreszcie pokazywać gdzie "mama ma oko?" (choć nie wiem czy dobrze,bo robi to tak drastycznie,że boję się,że oko mi wyłupie!) ...hmmm co jeszcze przychodzi mi do głowy? aha..np wie czego Mu nie wolno-np wyłączać wtyczki z kontaktu (np od laptopa),czy wyrzucać rzeczy z szafek to zanim to zrobi upewnia się (z rozbrajającym uśmiechem) czy Mamusia widzi,bo przecież nie na darmo się męczy:) 
I tym sposobem przed pójściem spać poprawiłam sobie (myśleniem o moim ukochanym Synuniu) humor...teraz mogę położyć się koło Niego spać...a śpimy znów sami bo obłożnie chorego Tatę wymeldowałam do "Jego pokoju" (o czym wspominałam)....i ani Mamie ani Tacie ten fakt nie przeszkadza....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz